UM Bełchatów: W Banderozie na Lipowej jedli, pili i lulki palili…

3 min czytania

Banderoza istniała do momentu rozpoczęcia prac przy najstarszym w mieście rondzie

O nieistniejącej już karczmie przy ulicy Lipowej w Bełchatowie krążą legendy. Nie wszyscy tam bywali, ale wszyscy o niej wiedzieli. Banderoza, Mordownia i Na Kircholu to trzy nazwy knajpy, do której ponoć na koniach wjeżdżano. Zniknęła kilkadziesiąt lat temu, ale mieszkańcy wciąż o niej pamiętają.

Jedna ze starszych karczm w powojennym Bełchatowie mieściła się przy ul. Lipowej. Kiedy powstała tego dokładnie nie wiemy. Jedno jest jednak pewne w latach 60. i 70. często odwiedzali ją zarówno miejscowi, jak i przyjezdni. Jej koniec zbiegł się z budową pierwszego w mieście ronda, a było to na początku lat 80.

Ciekawe, że wyrazu banderoza nie odnotowują słowniki języka polskiego, ale na ogół kojarzy się ono z knajpą, która nie cieszy się dobrą sławą. Być może zapożyczono ją z popularnego w latach 60. westernu Bonanza”, którego akcja często rozgrywała się na typowym dla Dzikiego Zachodu ranczu, zwanym Ponderosą. A jaka była bełchatowska Banderoza?

Przekraczając progi tego parterowego budynku ze spadzistym dachem i niewielkimi oknami z drewnianymi okiennicami, wchodziło się do innego świata. - Po całym dniu roboty kierownik zabrał nas do knajpy, w której mieliśmy coś zjeść. Od drzwi uderzała fala gęstego, ciężkiego dymu. Było ciemno, mroczno i ciasno. Naprzeciw wejścia rozciągał się średniej długości bufet, a za nim stała znużona kobieta. Zamówiłem to, co było, czyli kotlet mielony z chlebem. Niestety nie doniosłem go do stolika opowiada jeden z bełchatowian, który dodaje, że takiej knajpy to i Bareja by się nie powstydził.

Dogodna lokalizacja (przy trasie Bełchatów Nowy Świat Szczerców Wieluń) miała wpływ na popularność knajpy wśród robiących w mieście interesy. W grupie tej byli m.in. węglarze. - Podjeżdżał taki usmolony węglarz od strony Lip, wiązał konia z wozem i jak poparzony gnał do środka. Gdy się pokrzepił, wybiegał, wsiadał na wóz i już z drogi zapowiadał, że zajrzy, jak będzie wracał wspomina jeden z mieszkańców.

Przed karczmą było oczywiście miejsce postojowe dla koni. Jednak jak głosi legenda, nie wszyscy zważali na zwyczaj pozostawiania zwierząt przy koniowiązach i do środka wjeżdżali na wierzchowcach.
W lokalu podawano wyłącznie piwo z beczek. Piło się je w dużych, grubych kuflach z uchem. Blisko bufetu stała komora z wodą, w której opłukiwało się naczynia. Dziś takie coś byłoby nie do pomyślenia, ale wtedy nikogo to nie dziwiło kwituje jeden z rozmówców.

W dni targowe do Banderozy zajeżdżali kupcy. Ponieważ furmani wiedzieli, że baty lubiły znikać bezpowrotnie, zabierali je z sobą. Jednak baty i tak się gdzieś zapodziewały, a ich właściciele wszczynali karczemne awantury. Niejednokrotnie w ruch szły i pięści, i baty, stąd lokal nosił równoległą nazwę Mordownia.

Wśród najstarszych bełchatowian funkcjonowała też nazwa - Na Kircholu. Nawiązywała ona do pobliskiego, istniejącego do lat 40., miejsca pochówku bełchatowskich Żydów. Kirchol, znajdował się na południe od cmentarza rzymskokatolickiego, na terenie dzisiejszego parku przy ul. Lipowej.

Budowa ronda, a w tle Banderoza, inaczej Mordownia lub Na Kircholu

Miasto Bełchatów, belchatow.pl/, belchatow.pl/aktualnosci/6623-w-banderozie-na-lipowej-jedli-pili-i-lulki-palili

Autor: krystian